Od zawsze miałam problemy z wagą. Nigdy nie byłam szczupła i zdawało mi się, że tak już będzie zawsze i muszę to zaakceptować. Rodzice często wyzywali mnie od „świni” „monstrum” lub „wieloryba”. Ale perspektywa odchudzania jakoś nigdy nie zagościła na stałe w mojej głowie.
- wiek: 15 lat
- wzrost: 172 cm
- waga przed: 86,6 kg
- waga po: 53 kg
PRZESZŁOŚĆ…
Od zawsze miałam problemy z wagą. Nigdy nie byłam szczupła i zdawało mi się, że tak już będzie zawsze i muszę to zaakceptować. Rodzice często wyzywali mnie od „świni” „monstrum” lub „wieloryba”. Ale perspektywa odchudzania jakoś nigdy nie zagościła na stałe w mojej głowie. Jadłam, gdy byłam szczęśliwa. Jadłam, gdy byłam smutna. Jadłam, jadłam i jadłam. Nigdy nie przestawałam być głodna. Głód psychiczny zagościł na -(zdawać by się mogło) stałe w mojej głowie. Mój dzienny jadłospis? Na śniadanie zazwyczaj były dwie kanapki z serem żółtym lub kotletem. W szkole kolejna kanapka z serem żółtym i najczęściej jakieś słodycze kupione w sklepiku. W domu rodzinne obiady, które do dziś się za bardzo nie zmieniły, najczęściej smażone kotlety z frytkami. Po obiedzie zamieniałam się w prawdziwy odkurzacz. Nie było takiego słodycza, który poleżałby u nas w domu dłużej niż dzień. Najczęściej zjadałam też słodkości przeznaczone dla siostry. W ogóle wieczorami wciągałam wszystko. Śledzie w occie, potem całą czekoladę, potem dwa wafle czekoladowe, zupkę chińską i paczkę M&Mnsów. A na kolację kiełbasa z kanapkami.
Gdy patrzę na to z perspektywy czasu, to dziwię się, ale nigdy nie czułam się jakoś szczególnie źle w swoim ciele. Mimo, iż lekarze przepisywali mi różne diety, bo przekroczyłam granice otyłości, a koledzy wytykali mnie palcami. Chciałam schudnąć dla świętego spokoju. Ciągłe wysłuchiwanie w domu wyzwisk pod moim adresem i komentarzy w stylu „Takiego prosiaka nikt nie zechce”, „Wstyd mi się z tobą pokazywać publicznie” zaczęło mnie wykańczać psychicznie. Myślę, że odchudzanie było (i jest) dla mnie pewnego rodzaju ucieczką od problemów. Gdy bardziej zainteresowałam się figurą zarówno swoją, jak i innych ludzi zdałam sobie sprawę, że są oni podzieleni na dwie nieoficjalne grupy: Grubi i chudzi. Gruby zawsze wzbudza pewnego rodzaju pożałowanie. Sprawia wrażenie niezdarnego, powolnego i brudnego. Ludzie odbierają go jako kogoś, kto nie potrafi zapanować nad własnym ciałem, więc nie da sobie także rady z otaczającym go światem. Teraz, gdy jestem w grupie „tych chudych”, wiem, co sądzą o tych większych. Chciałam to zmienić.
STOP SŁODYCZOM
Dietę zaczęłam 8 listopada 2010 roku, w pierwszej klasie gimnazjum. Jaki był mój cel? 70 kg. Myślałam, że tyle mi w zupełności starczy.
Początkowo, mimo, iż zakleiłam swój pokój tabelkami kalorycznymi nie przestrzegałam konkretnego limitu. Ograniczyłam jakiekolwiek słodycze. Nie do MINIMUM, do ZERA. Z początku to wystarczyło. W miesiąc schudłam 4 kilogramy, do 82 kg. Ale wiadomo, z czasem waga zaczęła stać w miejscu. Wtedy zaczęłam dodatkowo ćwiczyć i poznałam pojęcia takie jak „białko”, „węglowodany” „cukry proste”. Kolacji nie jadłam później, niż po osiemnastej. Z dodawaniem każdej kolejnej zasady zdrowego odżywiania, waga spadała dalej.
MOTYWACJA
Systematycznie poszerzałam swoją wiedzę o zdrowym i aktywnym trybie życia. Początkowo pomagały mi w tym książki. Internet był dużo później. Pochłaniałam literaturę z książek i gazet o osobach, które zrzuciły zbędne kilogramy. Oglądałam również mnóstwo programów na ten temat. Badzo mnie to motywowało, pomyślałam: „Skoro oni mogli, to czemu ja nie mogę?”
JA I MÓJ ROWER
Co do aktywności fizycznej, moją pierwszą miłością był rower. Z początku jeździłam tylko dla rozrywki, ale z czasem pojęłam, że to prosta droga do spalenia niepotrzebnych kalorii. Z resztą do dziś jeżdżę często zmieniając trasy. Na początku trasa obejmowała ok. 4km. Teraz 20km. Często się gimnastykuję, ale nie mam żadnego dokładnego programu ćwiczeń. Jedyną rutyną są codzienne brzuszki. W zależności od aktywności fizycznej danego dnia jest ich od 100 do 2 000. W swoim odchudzniu nie posiłkowałam się żadnymi wspomagaczami, tabletkami czy nawet l-karnityną. Trochę żałuję, że nie stosowałam żadnych kremów wyszczuplających, ponieważ obecnie w paru miejscach mam nieciekawie wyglądający nadmiar skóry – pamiątkę po tłuszczyku.
SAMOAKCEPTACJA
Zawsze miałam problem z tym, żeby się sobie podobać, mam z tym problem nawet i teraz. Wciąż uważam, że jestem gruba. Gdy ktoś obcy na ulicy się za mną obejrzy z przyzwyczajenia myślę, że zapewne w duchu wyśmiewa się z mojego wielkiego siedzenia. Pozostało mi to z przeszłości. Wciąż mam w głowie obraz siebie sprzed dwóch lat i myślę, że w pewnym sensie zaburza mi on mój rzeczywisty obraz. Jednak odkąd zeszłam poniżej sześćdziesięciu kilogramów zauważyłam wiele pozytywnych zmian w moim ciele.
NOWE ŻYCIE
Jak wygląda moje życie teraz po utracie ponad 36 kg? Staram się ćwiczyć codziennie, chociaż wiadomo, różnie to bywa. Średnio 3-4 razy w tygodniu. Na śniadanie jem twaróg chudy z warzywami i płatki z błonnkiem zalane mlekiem. Na obiad jem zupę i mięso z surówką oraz brązowym ryżem. Kolacji zazwyczaj nie jem, chyba że ewentualie jogurt light. Zamierzam schudnąć do 48 kilogramów. To moja magiczna liczba. Gdy ją osiągnę moja przygoda w świecie kalorii i diet prawdopodobnie się skończy.
Dodaj komentarz